1200 km zasięgu? A może wystarczy po prostu dobrze zaplanować podróż…

1200 km zasięgu? A może wystarczy po prostu dobrze zaplanować podróż…

Wielu z nas słyszało to zdanie, może nawet je wypowiedziało:

„Jak elektryk będzie miał 1200 kilometrów zasięgu, to wtedy pogadamy.”

Brzmi znajomo, prawda? To jedno z tych haseł, które często wracają w rozmowach o elektromobilności. Jak refren w utworze, który zna każdy, ale nie każdy zastanowił się nad jego sensem. Zresztą – przyznam szczerze – słyszę je tak często, że mogłoby już trafić na koszulkę z napisem “najczęstsza wymówka roku”🙂

Ale czy naprawdę potrzebujemy elektrycznego samochodu, który pokona 1200 km bez ładowania? Czy to faktyczna potrzeba, czy raczej mit, który powtarzamy z przyzwyczajenia, trochę jak „kiedyś to było”?

Z perspektywy osoby, która od lat przemierza Europę autami elektrycznymi – i to nie raz, nie dwa – mogę powiedzieć jedno: to nie zasięg jest problemem, tylko nasze przyzwyczajenia.

Życie to nie wyścig na jednym baku

Większość moich tras – tych z rodziną, z psem, albo w duecie z żoną – ma wspólny mianownik. Nie jedziemy non-stop. Robimy przerwy. Nie dlatego, że musimy – bo bateria, bo zasięg – tylko dlatego, że jesteśmy ludźmi, nie robotami. Musimy się rozciągnąć, wypić kawę, wyprowadzić psa, nakarmić dzieciaki, czy po prostu odpocząć psychicznie od jazdy.

Średnio wychodzi, że po około 300–350 kilometrach i tak się zatrzymujemy. Bez względu na to, czy jadę elektrykiem, czy spalinówką. Tak po prostu wygląda normalna podróż.

Tyle, że w przypadku samochodu elektrycznego, ten naturalny przystanek często pokrywa się z momentem ładowania. Auto się ładuje, a my i tak jemy, pijemy, robimy „siku”:). I często okazuje się, że samochód jest gotowy do dalszej jazdy szybciej niż my.

Elektrykiem przez Europę? Bez problemu

Podróżowałem już po Włoszech, Francji, Chorwacji, Niemczech i wielu innych krajach. Wszędzie tam, bez żadnych specjalnych przygotowań, da się wygodnie poruszać autem elektrycznym. Klucz? Dobrze zaplanowana trasa, znajomość sieci ładowania i zdrowy rozsądek. A poza tym, elektryki dzisiaj naprawdę potrafią dużo – realne zasięgi modeli takich, jak Tesla Model 3 Long Range, czy Model Y w tej samej wersji, pozwalają na komfortową jazdę po autostradach, bez stresu i bez długiego oczekiwania na ładowanie.

A może by tak zwolnić?

Przyznam szczerze: jazda 1200 km ciurkiem, bez odpoczynku, nie brzmi dla mnie jak marzenie. Raczej jak koszmar. Szczególnie z dziećmi. Kto ma kilkulatków, ten wie, że po godzinie ciszy w aucie zaczyna się symfonia: „Daleko jeszcze?”, „Nudzi mi się…”, „Muszę siku”. Dla nich (i dla nas też!) przerwy co kilka godzin to zbawienie. Zbawienie bardziej psychiczne chyba niż fizyczne, ale jakby na to nie patrzeć, to jest to swego rodzaju odpoczynek. Przerwa od rutyny długiej podróży.

Poza tym – i może to zabrzmi kontrowersyjnie – ta “wolniejsza” forma podróżowania sprawia, że naprawdę zaczynamy zauważać świat. Odkrywamy nowe miejsca, widoki, których nigdy byśmy nie zobaczyli, pędząc z punktu A do punktu B bez zatrzymania. Małe malownicze miasteczka, Superchargery, jak ten w Poysdorfie w Austrii. Pięknie położony między polem golfowym a winnicą. Co za widoki… Poza tym znajdziemy tam wyborną restaurację, toalety, sklep z lokalnymi winami. Jednym słowem jest tu wszystko… co niezbędne aby odpocząć, choć przez pół godzinki i to z nieukrywaną przyjemnością.

Przyszłość już tu jest – i ładowarki też

To, co kiedyś było barierą – infrastruktura – dziś rozwija się w ekspresowym tempie. Szacuję, że w ciągu najbliższych dwóch lat w samej tylko Polsce, przybędzie kolejne 2500–3000 szybkich ładowarek DC oraz kilka tysięcy punktów AC. Już dziś można bez problemu objechać cały kraj (i pół Europy) samochodem na prąd. A do tego nadal mamy benefity: darmowe parkowanie, buspasy, darmowe ładowanie w wielu miejscach, niższe koszty eksploatacji i serwisu.

Używając na przykład karty Shell Recharge okazuje się, ze mamy do dyspozycji ponad 800 000 punktów ładowania w całej Europie. A nasza karta zadziała i uruchomi proces ładowania auta, na każdej z nich. Czyż to nie super wygodna opcja? Ok, zgodzę się, że nie najtańsza. Jednak, jak często jeździmy na wakacje? Raz a może dwa razy w roku? Chyba nas stać, żeby wydać te kilkaset złotych na ładowanie auta. To nie są kosmiczne koszty.

Czy to nie wystarczająco mocny argument?

Po co więc czekać?

Zasięg 1200 kilometrów może i brzmi jak święty Graal. Ale prawda jest taka, że większość z nas i tak nie potrzebuje aż tyle. Potrzebujemy raczej wygody, szybkiego ładowania, dobrze rozplanowanej trasy i… dobrej kawy po drodze:)

Elektryk nie jest przyszłością. Jest teraźniejszością. A jeśli ktoś jeszcze czeka na auto z 1200 km zasięgu – to może warto najpierw przejechać się takim, które ma 400. Gwarantuję, że zmieni się nie tylko punkt widzenia, ale i podejście do podróży. A może w końcu zauważycie również, ile Was omijało do tej pory? Jadąc dieslami z zasięgiem 1200 czy 1500 km. Nie zauważaliście po drodze, wszystkich tych wartych bezwzględnie obejrzenia atrakcji. Małych miasteczek, jezior, winnic, przydrożnych restauracyjek. Warto to zobaczyć i poznać, bez dwóch zdań!

Nie czekajcie więc, bo to nie ma sensu. Jeśli zaś macie problem z wyborem auta, to EVdlaCiebie chętnie Wam w tym pomoże. Zaoferujemy również bezkonkurencyjne opcje leasingu, ubezpieczenia oraz ładowarkę o wartości 2000 zł w prezencie od naszej firmy.

Serdecznie zapraszamy do kontaktu.

WhatsApp WhatsApp us